Wczorajszy mecz ze Szkotami to był prawdziwy horror!!! Dreszczowiec do jakich przyzwyczaiła nas raczej reprezentacja piłkarzy ręcznych tym razem na zielonej murawie sprawili nam piłkarze nożni.
Sam start spotkania był dla nas wręcz wymarzony. Szybko strzelona bramka Lewandowskiego w 3 minucie (był minimalny spalony, ale sędziowie mylili się już w bardziej oczywistych sytuacjach) i dobra gra Polaków pozwalała myśleć, że w tym meczu może być spokojne zwycięstwo. Biało-Czerwoni utrzymywali się spokojnie przy piłce, nie popełniali głupich błędów i nie notowali bezmyślnych strat. Dobrze przemyślane akcje i właściwe ustawienie naszych reprezentantów nie pozwalały Szkotom nabrać rozpędu czy też złapać rytm gry. Prostopadłe podania od Krychowiaka, Milika czy Mączyńskiego do szybkich Grosickiego i Błaszczykowskiego, a także wysuniętego Roberta Lewandowskiego rozrywały obronę rywali. Niestety takiej zimnej krwi i wyrachowania starczyło naszym zawodnikom tylko do 35-40 minuty.
Niestety na przerwę schodziliśmy już z wynikiem 1-1. W ostatniej akcji pierwszej połowy bierna postawa Łukasza Piszczka pozwoliła na dogranie Forresta do Ritchiego. Ten drugi na nasze nieszczęście oddał strzał życia. Z około dwudziestu pięciu metrów w samo okienko uderzył Matt Ritchie. Klubowy kolega Artura Boruca uciszył naszych kibiców i zdeprymował naszych zawodników przed drugą połową.
Drugie czterdzieści pięć minut rozpoczęło się od ataków gospodarzy. Wyborną sytuację miał Steven Naismith, ale w tylko sobie wiadomy sposób nie wpakował piłki do bramki bronionej przez Łukasza Fabiańskiego. Pod koniec 61 minuty Polacy mieli rzut wolny 35 metrów od własnej bramki. Grzegorz Krychowiak chciał rozpocząć szybki atak naszej reprezentacji i podał do Kamila Grosickiego. Zawodnik francuskiego Rennes niestety stracił w dość łatwy sposób futbolówkę. Dopadł do niej Darren Fletcher i podał do Ritchiego. Zawodnika Bournemouth gonił Grosicki i gdy wydawało się już, że Grosik przerwie akcję Szkotów piłka znalazła się pod lewą nogą Stevena Fletchera, a ten sprytnym strzałem pokonał Fabiańskiego. Trener Nawałka zaskoczył zmianami. Zaraz po straconej bramce za Milika wszedł Jodłowiec. Następnie Wawrzyniak zastąpił Rybusa i Olkowski wszedł w miejsce zmęczonego i w drugiej połowie mało widocznego Jakuba Błaszczykowskiego. W tamtym momencie myślałem, że trener Nawałka zwariował i robi zmiany jakby od tej trzeciej minuty meczu się nic nie zmieniło. Przecież nie było 1-0 dla nas tylko 2-1 dla Szkotów! Później w 89 minucie na boisko wbiega jakiś małoletni chłopaczek i robi sobie zdjęcie z Robertem Lewandowskim. Sędzia Kassai już podał technicznemu, że dolicza 3 minuty, ale po tym incydencie zmienił zdanie i dorzucił jeszcze jedną minutę. W 94 minucie Polacy wywalczyli rzut wolny 30 metrów od bramki Marshalla. Do piłki podszedł Grosicki i ja już widziałem jak 'lutuje' w trybuny. (Z chęci rehabilitacji po bramce na 2-1) jednak zrobił coś innego. Zagrał piłkę nisko w pole karne, w które wbiegł także Łukasz Fabiański. Nie było to bardzo dobre zagranie, ale na nasze szczęście jako pierwszy do zbyt krótko zagranej piłki doszedł Glik i sprytnie zmienił tor lotu piłki. Futbolówka trafiła jednego ze szkotów w rękę i Polacy podnieśli ręce w geście protestu i po to żeby zasugerować węgierskiemu arbitrowi nieprzepisowe zagranie Szkota, który powiększył obwód swojego ciała. Piłka trafiła w słupek, a po odbiciu leciała wzdłuż linii bramkowej. Na szczęście ja pierwszy dopadł do niej Robert Lewandowski. Co było później to chyba wie każdy. A ja końcówki wieczoru nawet nie pamiętam ;) (euforia działała)
Fajnie podsumował mecz mój przyjaciel, który powiedział, że Szkoci po dwóch strzałach życia pozbawili nas dwóch punktów. Faktem jest jednak to, że Polacy dobrze zagrali tylko 45 minut. 40 minut w pierwszej połowie i końcówkę meczu.
Chyba trzeba będzie się zrzucić na wpłatę kary dla tego chłopaczka od selfie ;)
A teraz przed nami mecz o wszystko z Irlandią w Warszawie. Trzeba ten mecz wygrać już w pierwszej połowie. Nie można pozwolić sobie na taką piłkarską niemoc przez 45 minut.A kibice muszą być aktywni przez 2 godziny! Doping przed meczem, głośno odśpiewany hymn, mega doping w trakcie spotkania i (oby) radość po ostatnim gwizdku!
W pozostałych meczach naszej grupy bez niespodzianek. Wygrali gospodarze... A tak na serio to niespodzianka była w Dublinie. Tam Irlandczycy pokonali mistrzów świata 1-0! Niemcy przeważali przez całe spotkanie, mieli bardzo dobre okazje. Bramkę nawet zdobyli, ale sędzia prawidłowo odgwizdał spalonego. Irlandczycy mieli jedną rewelacyjną kontrę i Shane Long wykorzystał tą sytuację z zimną krwią. W tabeli teraz mamy tyle samo punktów co Irlandczycy i w teorii wystarczy nam remis w Warszawie, ale trzeba ten mecz wygrać.
Trzeba kibicować i wspierać naszą reprezentację! Do boju POLSKO!!! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz